Cześć,
ostatni czas jest dla mnie trudny. Jeszcze maż zapewnia mi coraz to nowsze atrakcje. Jakiś czas temu mąż przespał się ze swoja koleżanką ze studiów, która znamy od lat. Gościliśmy ją i jej dziecko kilka razy w domu, objęliśmy opieka gdy zmarł jej mąż. Nocowała u nas, jadała z nami posiłki. Do tego obawiali się, że jest w ciąży. Jeszcze maż, jak dowiedział się, że wiem trząsł się ze strachu, żeby nie dowiedziała się jego pierwsza koleżanka. Bareja normalnie - jakby nie było jestem jeszcze zoną, a on mnie prosi żeby kochanka się nie dowiedziała, że ja zdradził. Nawet przez sekundę nie pomyślał jak ja mogę się z tym czuć. Przepłakałam chyba z tydzień. Plus jest taki, że w mojej głowie tak się poprzestawiało, że choćby nie wiem co to nie wrócę. Nigdy. Brzydzę się go, nie ma prawa mnie nawet dotknąć. Wewnętrznie w końcu odeszłam. Kontakt tylko mailowy, jak przychodzi do dzieci wychodzę. Nie ma prawa przebywać w domu gdy jestem w nim ja.
Otrzymałam także, odpowiedź na pozew rozwodowy. Chciał, odrzucenia wniosku o zabezpieczenie alimentów, wnioskował o mniejsze alimenty. Dodatkowo zawnioskował o zabezpieczenie kontaktów i to JA mam mu dowozić dzieci i odwozić. Oskarżył mnie także o alienacje rodzicielską i wnioskuje o przeprowadzenie badań przez ozzs. Nie chce sprzedać domu i dać mi pieniędzy za część, ktora mi się należy. Powoli nie mam już siły i zaczynam się zastanawiać czy nie zgodzić się na wszystko i mieć w końcu spokój. Na szczęście sąd zabezpieczył mi alimenty i to w całkiem rozsądnej kwocie. Zrozumiała dla mnie była by ta walka, gdybym złożyła wniosek z orzekaniem o winie, ale jest bez orzekania. Jestem już zmęczona.
Z milszych rzeczy, w końcu się odważyłam i wyjechałam sama z dziećmi na tydzień do Grecji. Było cudownie nic nie musieć robić. Ani sprzątać, ani prać i przejmować się jedzeniem. Miałam zdecydowanie więcej czasu dla dzieciaków. Wzmacniałyśmy swoja wieź. Chodziłyśmy na spacery, nad morze, na basen. Kiedy obsługa zorientowała się, że jestem sama jeszcze bardziej umilała nam pobyt. Przynosili nam owoce, sprzątali codziennie mimo, że sprzątanie miało być co 2 dni. Moja młodsza córka pierwszy raz leciała samolotem. Cudownie było patrzeć jak przezywa i doświadcza czegoś nowego. Po tym wyjeździe wiem już, że będę częściej z nimi wyjeżdżać, jeśli tylko fundusze pozwolą. Chce by zobaczyły kawał świata i nie zamykały się na świat, tak jak zrobiłam to ja.
Dalej uczęszczam na terapie i nie zamierzam rezygnować. Dodaje mi sił i wlewa we mnie spokój. Sama siebie nie poznaje. Otworzyłam się na ludzi, pojawiają się nowi znajomi, nowe przyjaźnie. Choć nie mam ochoty na żadne związki. Na tę chwile nawet nie chce o tym myśleć.
Nawiązałam kontakt z kolega, którego znam od 7 lat. Zawsze był tylko sąsiadem, bez głębszego wchodzenia w znajomości. Okazało się, że jest w terapii od listopada. Jest uzależniony od narkotyków. Widać jak bardzo się stara pracować nad sobą i jaka zmiana w nim zaszła. Dużo rozmawiamy. On przedstawia mi swoje zachowania, schematy. Ja opowiadam jak to wygląda z tej drugiej strony. Bardzo dużo nam to daje. On układa sobie życie z kobieta, która ma dwójkę dzieci. On swoich nie ma wiec opowiadam mu jak wygląda świat samotnej matki i czego może się spodziewać. Wkłada mi do głowy, że mój maż jest chory i żebym nawet nie próbowała go zrozumieć bo się nie da. Rozbraja moje mechanizmy współuzależnieniowe gdy tylko zabrnę gdzieś w swoich myślach za daleko. Bardzo cenie tę relacje.